Egipt – to już jest koniec…

Każdy urlop kończy się zbyt szybko. Podobnie było z podróżą do Egiptu. Zanim się obejrzeliśmy, już trzeba było wracać do Polski – powrót był o tyle trudny, że krótkie spodenki musieliśmy zmienić na kurtki zimowe.

Lot powrotny mieliśmy z lotniska w Hurghadzie o 13:00. Rezydent ustalił zbiórkę na godzinę 7 rano, jednak udało się nam wynegocjować 7:30. Dzięki temu mogliśmy na spokojnie zjeść śniadanie w hotelowej restauracji. Z żalem w sercu i nadzieją na powrót w przyszłości opuściliśmy hotel. Czekała nas kilkugodzinna jazda busem. Początkowo jechaliśmy wzdłuż wybrzeża, a później przez małe miasteczka i wsie. Wszędzie panował bałagan i brud, jednak wschodzące słońce dodawało im uroku.

Na lotnisko dojechaliśmy z dużym zapasem czasu. W końcu doczekaliśmy się odprawy i wsiedliśmy do samolotu. Z góry obserwowaliśmy morze, wysepki i pustynie. Lot minął szybko i o 17 byliśmy już we Wrocławiu.

 

Data wyjazdu: luty 2015